Naszym majówkowym celem stała się tym razem Rumunia, o której niby wszyscy słyszeli, że jest fajna i ładna, sporo osób tam bywało na trekkingach, ale jak rozpytywaliśmy o wspinanie to nagle informacji stało się coraz mniej. Trochę informacji zaczerpnęliśmy od klubowych kolegów, którzy odwiedzili kiedyś Rumunie i coś nie coś o niej nam opowiedzieli. Reszta to internet i drzemiąca w każdym z nas chęć eksploracji. Celem głównym i przystanią dla naszego okrętu stało się miasteczko Baile Herkulane, położone w pięknej scenerii gór pokrytych bukowym lasem.
Już po pierwszym dniu pobytu zgodnie stwierdziliśmy, że to miasto jest jakieś dziwne. Łączy w sobie piękną architekturę starych zabytków, w dużej mierze popadających w ruinę, ogromne hotele z leczniczymi żródłami i budynki rodem z PRL-u. Wszystko to przeplatało się z przeciwieństwami jakie można było zaobserwować. Obok pięknego hotelu, stary sypiący się zameczek. Front elegancki, a zaplecze makabra. Hotel o standardzie czterech gwiazdek, a nikt nie mówi po angielsku, natomiast jakiś mały podrzędny sklepik obsługuje pani pięknie władając językiem angielskim. Kamp z domkami, które nikt mam nie chce wynająć. Rumuński sklep, w którym znajduję się śladowa ilość rodzimych czy lokalnych produktów, za to można kupić polskie parówki i tymbarki. Restauracja, gdzie obsługa nie chce nic polecić, czy księgarnia gdzie nie da się kupić mapy okolicy. Wszystko to dawało nam do myślenia i stawało się tematem do wieczornych rozmów przy namiocie.
To co przyciągnęło nas najbardziej i było celem głównym wyjazdu to wspinanie i poznanie tamtejszych rejonów. Odwiedziliśmy łącznie sześć rejonów zlokalizowanych wokół miasteczka, które oferowały wspinanie po różnej formacji. Większość dróg to sprawdzian wytrzymałości, gdzie może się przydać lina 70m. Trudność dróg należy do tych z serii – wymagających, gdzie nie ma nic za darmo, trzeba powalczyć i wytrzymać. Podejścia pod skały są różne, od tych które zajmują 10 minut po takie gdzie na doczołganie potrzebna jest nawet godzinka drogi. Obicie jest bardzo komfortowe, a większość dróg posiada stanowiska zjazdowe (łańcuch z ringiem). Skała jest pewna z bardzo dobrym tarciem. Wszystkie rejony, które udało nam się odwiedzić i drogi na których się wspinaliśmy ubezpieczone były plakietkami, więc lepiej zaopatrzyć się w kilka repów do zjazdu w razie wycofu z którejś z dróg.
KM 9, KM 10 to wspinanie w przewadze po pionach, gdzie dominowały krawądki
Magnolia, to rejon dla sympatyków balansu na połogach z domieszką pionu
Surplomba i Faleza to miejscówki, które łączą wszystko, od połogu po przewieszenia. Choć rejoniki dość małe w stosunku do pozostałych to wspinanie na każdym z nich i tak zajmie cały dzień i nie zostaną wyczyszczone.
Vanturatoarea, czyli wodospad to wizytówka całego rejonu wspinaczkowego okolic Baile Herculane. Imponująca skała w większości przewieszona z przewagą dróg powyżej stopnia 7a.
Wyjazd w okolice Baile Herculane ma jeszcze jeden główny atut… naprawdę gorące i lecznicze źródła, które stanowią znakomite ukojenie dla zmęczonych mięśni i kilka z nich jest dostępnych zupełnie za darmo. Ceny w Rumuni można przyrównać do naszych, przelicznik waluty to niemal jeden do jeden, a niektóre rzeczy są wręcz o wiele tańsze niż u nas.