Na tegorocznym obozie alpejskim trafiliśmy do Piekielnej Doliny (austriackiego Höllentall). Okolica może mało wysokogórska ale wspinania pod dostatkiem!
Zaczęło się jednak od małego falstartu bo w sobotę pojawiliśmy się tylko w dwójkę z Ulą, objechaliśmy okolicę na rowerze i czekaliśmy na kolejnych obozowiczów. Jednak zamiast nich przyszła potężna ulewa, która „wyczyściła” w niedzielę całe pole namiotowe z ludzi. Niezrażeni i samotni udaliśmy się na wędrówkę po jednej z okolicznych ferrat i dotarliśmy aż pod Praterstern (1624 m.). Przy powrocie zlało nas okropnie, a humory poprawia nam dopiero wieczorna posiadówka pod wiatą z kilkoma przybyłymi (w końcu!) klubowiczami.

W poniedziałkowy poranek niestety pogoda nadal nie rozpieszcza, odsypiamy więc długi wieczór i czekamy na Słońce. W końcu jednak nie wytrzymujemy i w trójkę (Asia z Grześkiem i ja) ruszamy do pobliskiego Adlitzgraben na wspinanie sportowe. W końcu możemy się wspinać, a że region jest piękny, robimy to z dziką przyjemnością.

Od wtorku zapowiadana jest lampa więc zabieramy się wreszcie za to po co tutaj przyjechaliśmy – wspinanie wielowyciągowe! Na pierwszy ogień wspólnie z Grześkiem bierzemy mega-klasyk w odświeżonym wydaniu czyli Neue Richterkante na dość odległym Stadlwand. Po początkowych trudnościach z namierzeniem drogi, później idzie już sprawnie i świetnie „bawimy” się wspinaniem (droga nie jest trudna i dobrze ubezpieczona). Mocno opóźniają nas tylko idący przed nami Czesi, którzy za cholerę nie chcą nas przepuścić mimo iż widzą jak się męczymy czekając na każdym stanie aż przejdą kolejny wyciąg. Mimo to pięknie jest!

W środę wybieramy się na bliższą ale ambitniejszą drogę, 7-wyciągowe Nix für Suderer (wariant 6+) na Klobenwand. Droga jest piękna i różnorodna, prowadzi środkiem spionowanej ściany i wiedzie przez różne formacje – płytki, filarki, zacięcia, trawersy, okapiki i kominy (jeden nawet lekko przewieszony), jednak jest mocno ospitowana więc nie ma się czego bać 😉 Tutaj jednak naprawdę trzeba się już wspinać, tym większa satysfakcja i zasłużone piwo z którym czekają na nas na parkingu dziewczyny. Wieczorem na obóz dociera wiele osób, urządzamy więc małą imprezę połączoną z grillowaniem.

Niestety już w czwartek musimy z Ulą camp opuścić, mimo tego namawiam Grześka na jeszcze jedną szóstkę-plus, King Kong Karl. Droga nie jest daleko (na Blechmauerze) i wyciągi można łączyć, dlatego też udaje nam się zrobić ją dość sprawnie – trudności sprawiają tylko dwa, typowo skałkowe wyciągi.

Pozostali klubowicze działają jednak dalej, pogoda jest przepiękna więc aż do niedzieli padają kolejne okoliczne klasyki.

Młody z Kingą robią zacną drogę o górskim charakterze – Verschneidung VI+ na Blechmauerze oraz Witchkraft VII na Stadlwand.

Paryscy zdecydowanie nie próżnują bo na ich konto trafiają:
25.08 Cepl’s Freiheit + BB Steig VI+ (Gaisbauerwand)
25.08 Woachtalakante V (Blechmauernkante)
26.08 Richterkante VI (Stadlwand)
27.08 Ga gaga gaa VI+ (Kaiserbrunner Turmstein)
27.08 Westside story VI- (Kaiserbrunner Turmstein)

Na koniec następuje przetasowanie w zespołach, dziewczyny łączą siły i robią Westside story VI- na Kaiserbrunner Turmstein, a Dominik z Młodym atakują Runa Runa VIII- na tej samej drodze i prawie udaje się im przejść ją czysto (1xAF).

Oczywiście inni obozowicze również aktywnie działają, padają kolejne ładne drogi, osoby nie wspinające się też nie zaznają nudy pokonując liczne ferraty czy przemierzając na dwóch kółkach piękne okoliczne tereny.

Dzięki za towarzystwo i do zobaczenia na kolejnych obozach!
Osoby, które się nie pojawiły na pewno mają czego żałować 🙂

Pozdrawiam,
Andrzej